czwartek, 26 maja 2016

Ogłoszenie nr xxx

Cześć wszystkim!
Mam nadzieję, że jeszcze ktoś tu zagląda ;-;
Przepraszam za tak długą nieobecność, ale naprawdę nie mam siły, by dokończyć to opowiadanie. Chciałabym skończyć to, co zaczęłam, ale naprawdę nie umiem. Możliwe, że kiedyś do tego wrócę, lecz nie teraz i nie dziś. Ostatnio założyłam bloga i wattpada, na którym wstawiam zupełnie świeże opowiadanie. Mam nadzieję, że zaczniecie śledzić losy głównych bohaterów razem ze mną :)
Do (mam nadzieję) zobaczenia :D

www.between-us-in-memoriam.blogspot.com
www.wattpad.com/story/73096231-between-us

niedziela, 21 czerwca 2015

Ogłoszenia!

Hej, wszystkim!

Wiem, że braku rozdziału nie da się wytłumaczyć ani zasłonić zwykłym "Przepraszam", ale wiem, że i tak jestem winna i muszę się wytłumaczyć. Otóż nie chcę wam dawać jakiegoś chłamu w postaci rozdziału, z którego będziecie niezadowoleni. Z drugiej strony - nie chcę was narażać na zbyt długie czekanie. Jednak zapewniam, że dokończę tę historię, choćbym miała ją pisać do studiów podyplomowych! I zapewnienie nr 2 i 3 - w tym roku MUSI pojawić się piąty rozdział i ma on mieć (CO NAJMNIEJ) 20 stron. Mam nadzieję, że wybaczycie, zaczekacie i dalej będziecie śledzić losy Gill :)

Do zobaczenia wkrótce,

Paula

PS: Zapraszam was na mojego nowego bloga - www.mimo-ze-jestes-obok.blogspot.com

I następny blog, którego szczerze polecam - www.tvd-innahistoria.blogspot.com

czwartek, 5 marca 2015

Miniaturka II

Witam!
Wiem, że bardzo długo mnie nie było i zachowałam się w ten sposób jak s*ka, ale oto nastąpił mój wielki powrót - z miniaturką! Dzisiaj, siedząc w szkole myślałam nad tym, jak mam skumulować stres, szczęście, smutek i wszystkie inne uczucia. Wpadłam na pomysł napisania miniaturki, która z jednej strony jest tragiczna, a z drugiej bardzo wesoła.

Zdaję sobie również sprawę z tego, iż jedna miniaturka niczego nie zmieni, ale szczerze mówiąc nie mam siły na napisanie następnego rozdziału (uwierzycie w to, że miałam dziś zaliczenie z w-fu?!). Nic mnie nie tłumaczy, dlatego proszę tylko o jedno - napiszcie, co sądzicie o miniaturce i moim paskudnym zachowaniu (jak to brzmi - nie mogłam się powstrzymać :D).

Miłego czytania!


____________________________________________________________________________________


"Coś prawdziwego"


Siedemnastoletni brunet wpatrywał się w ogień i rozmyślał. Nad tym, co ma Jej powiedzieć. Jak wytłumaczyć, że to dla niego coś więcej niż tylko przyjaźń. Postawiła warunek, a on się z niego nie wywiązał - oboje byli Wybrańcami. Już na początku wiedział, że mu się nie uda. Jak miał się w niej nie zakochać, kiedy była... sobą?

Ideał - cisnęło mu się na usta, gdy tylko ją ujrzał.

- Coś się stało? - nie podobała jej się jego mina. Ta mina. Była zarezerwowana tylko dla poważnych spraw. Miała nadzieję, że to nie to o czym myśli.

- Nie... A w zasadzie tak - odpowiedział niepewnie i spojrzał na nią. Jego brązowe oczy wpatrywały się w nią i już wiedziała, dlaczego został.

- Mieliśmy umowę. Obiecałeś - mówiła to ze łzami w oczach. Od kiedy spotkali się pierwszy raz w szkole, wiedziała, że nigdy go nie zdobędzie. A on nagle zauważył w niej kogoś innego... Po pięciu latach starania się, niewinnych i roześmianych spojrzeń, tajemniczych uśmiechów i wygłupów, ON twierdzi, że jest gotowy na związek.

- Nie musisz mi czytać w myślach, daj mi choć raz powiedzieć to na głos - chyba się zdenerwował.

- Przepraszam, ale ja... nie potrafię. Nie mogę uwierzyć, że nareszcie mnie zauważyłeś, ale nie dam rady udźwignąć tego ciężaru. Jesteśmy Wybrańcami, braćmi i siostrami, nie możemy pozwolić sobie na takie rzeczy. Ja nie mogę do tego dopuścić. To pewnie przez Więź...

- Nie kłam! Ty już w siódmej klasie to czułaś, zanim dowiedziałaś się o Magicznej Więzi! Powiedz mi tylko, czy jest szansa na nasz związek...

- Ja...

- Zanim odpowiesz, muszę ci coś powiedzieć. Zmieniłem się. Nie jestem już taki, jaki byłem. Wydoroślałem. I to nie tylko dzięki temu, że jestem Wybrańcem i mam uratować świat. Nie tylko dzięki naszym przyjaciołom. To między innymi dzięki tobie - spojrzał na nią ostatni raz i się odwrócił.

- Zaczekaj! - stwierdziła, że mimo wszystko warto. Dla tylu lat czekania, dla niego i dla siebie. - Kocham cię, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo. I tak, jest szansa - pocałowała go prosto w usta. Poczuła jego wargi na swoich ustach i wyszeptała tylko kilka słów:

- To jest coś prawdziwego...

______________________________________________________________________________________


Kolejna kłótnia, strzaskana lampa i bałagan w salonie. Nie znosiła tego. Zmienili się oboje, dojrzali do małżeństwa i założenia rodziny. A przynajmniej tak myślała. Ale zmienili się za bardzo.

- Pamiętasz, kiedy pierwszy raz się pocałowaliśmy? Dokładnie trzy lata temu. Powiedziałaś wtedy, że to jest coś prawdziwego. Ja w to uwierzyłem, ale jak widać różnimy się za bardzo, abyś ty też to zrobiła. Nie chcę ci niczego narzucać, ale wolałbym się wyprowadzić. Nie mówię ci żegnaj, pamiętaj o tym... - podbiegła do niego. Oboje wiedzieli, że to prawdopodobnie ich ostatni pocałunek. Znów czuli prądy, ale przerwali w wystarczającym momencie, by bańka wypełniona pożądaniem prysła. A on wyszedł i mieli już nigdy się nie spotkać...


_____________________________________________________________________________________


Niektórzy mówią, że prawdziwa miłość nie istnieje. Inni, że jest wieczna, a jeszcze inni, że każda kiedyś się kończy. Oni nigdy nie wiedzieli, w co wierzyć. Ale w momencie, kiedy ona wjechała w jego samochód, oboje wierzyli. On zginął, ona przeżyła. Ostatni raz na nią spojrzał i zamknął oczy, a ona wtuliła się w niego i wyszeptała w jego usta:

- To naprawdę było coś prawdziwego... - po czym sama wyciągnęła przed siebie rękę i wypowiedziała słowa, które każdy świadek tego zdarzenia zapamięta do końca życia - Avada Kedavra.

Jej ciało bezwładnie osunęło się na ziemię i w ostatnim odruchu spletli swoje dłonie. I nikt nie śmiał zaprzeczyć, że to było coś prawdziwego...

______________________________________________________________________________________


Mam nadzieję, że wszystkim się podobało. Miniaturka została zainspirowana trylogią "Krąg" Mats'a Strandberga i Sary Belgmark Elfgren i moimi własnymi przeżyciami oraz wyobraźnią. Serdecznie polecam książki i życzę dobrej nocy,

Paula :)

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Wiadomość z ostatniej chwili!

Witajcie, drodzy czytelnicy i czytelniczki!

Chciałabym zakomunikować, iż w dniu dzisiejszym, dokładnie do tej chwili, udało się łącznie zebrać 2137 wyświetleń, 61 komentarzy i, w dalszym ciągu, 2 obserwatorów! Jest to dla mnie ogromna i szokująca liczba. Jestem naprawdę dumna z siebie i z Was. Tylko tak dalej!

Pozdrawiam wszystkich!

Paula

sobota, 13 grudnia 2014

WOW!!!

Drodzy czytelnicy i czytelniczki! Jestem pod wrażeniem! Od 07.12.2013 roku mój blog został wyświetlony aż 1205 razy (przynajmniej do tej chwili)! Do tego dzisiejsza liczba wyświetleń mnie powaliła! 292 wyświetlenia w ciągu calusieńkiego dnia! I do tego 43 komentarze! A na dokładkę mam aż 2 obserwatorów! No, może obserwatorzy to nie specjalna liczba, ale jestem z siebie dumna jak nigdy! Nie sądziłam, że mojego bloga zechce zobaczyć tyle osób. Oby tak dalej!


Pozdrawiam,

Paula

PS.: Utwierdziłam się w przekonaniu, że najlepszym pomysłem jest reklamowanie się na innych blogach i wstawianie tam (np. na www.dramione-dwa-swiaty.blogspot.com) swoich dzieł!

PS2.: Następny (V) rozdział będzie w tym lub przyszłym tygodniu, więc jeszcze troszkę zaczekajcie :D

poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział IV

Rozdział IV - "Powrót do przeszłości: Rozwiązanie zagadki"

Po przebudzeniu dotarł do mnie czyjś krzyk. Drażnił moje uszy rozsadzając bębenki. Nie wiedziałam ile to trwało, ale było zbyt bolesne by myśleć racjonalnie. Czułam się, jakby ktoś rzucał na mnie naprawdę silnego cruciatusa. I wtedy wspomnienia uderzyły we mnie, a ja powoli traciłam świadomość. Po kilku minutach, które dla mnie były wiecznością, wszystko ustało. Usłyszałam podniesione głosy i zaczęłam zastanawiać się gdzie jestem, jak się tu dostałam i co tutaj robię. Uchyliłam powieki i gwałtownie nimi zamrugałam, gdyż lampa znajdująca się w pomieszczeniu świeciła ostrym blaskiem. Spojrzałam za okno - mogła być może dziewiąta rano, ponieważ słońce dopiero wychylało się zza horyzontu. Nigdy nie byłam w takim stanie. Miałam uczucie nieświadomości. W chwilach moich słabości dopadały mnie moje najgorsze czasy i odczucia - między innymi okres dzieciństwa. W tym momencie właśnie tak było. Oglądałam urywki przeszłości, jednocześnie uczestnicząc i przeżywając je. Zaklęcia, które raniły moje ciało tak dawno, znowu to robiły, za każdym razem mocniej. Ktoś ścisnął mnie za rękę. W moich oczach pojawiły się łzy. Rzucałam się po szpitalnym łóżku - teraz byłam pewna, że jestem w Świętym Mungu. Osobą trzymającą mnie za rękę był Teodor. Po drugiej stronie siedział przygaszony Blaise. Oboje wpatrywali się we mnie ze strachem. Dostrzegałam to, co dla innych było niedostrzegalne - znowu opuszczałam swoje ciało. Już po raz drugi w swoim dziewiętnastoletnim życiu...

~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~

- Zróbcie coś! Nie widzicie, że ona cierpi?! - darł się wniebogłosy Harry Potter, patrząc na swoją umierającą przyjaciółkę. Hermiona wiła się na łóżku i krzyczała, żeby nieznany im ktoś przestał. Wyglądała okropnie, a dotychczas siedzący na krześle pod ścianą Ron, wybiegł z sali z odruchem wymiotnym. Gdyby były to inne okoliczności, Wybraniec roześmiałby się, że jego przyjaciel jest delikatny jak mała dziewczynka, ale w tej sytuacji rozumiał zachowanie kumpla. Dziewiętnastolatka co jakiś czas wypluwała żółć, bądź krew, a jej ciało robiło się coraz bardziej sine. Uzdrowiciele robili co mogli, gdy w pewnym momencie wszystko ustało. Szatynka uchyliła powieki i zakrztusiła się śliną. Widziała i czuła to samo, co jej kuzynka, Gill. Jej mózg chyba miał zamiar eksplodować, kiedy do sali wpadła roztrzęsiona Juliette. Przypadła do łóżka przyjaciółki, po jej policzkach ciekły łzy, a ona sama przytuliła ją i powiedziała słabym, łamiącym się, ale na tyle donośnym głosem, by wszyscy obecni usłyszeli:

- Zaczęło się, Hermiono... Za jakiś czas nastąpi to, co nieuniknione...

Teo i Diabeł, którzy wbiegli zaraz za J, zbledli na te słowa.

- Ty chyba nie masz na myśli... ICH - czarnoskóry dał nacisk na słowo "ich".

- Dokładnie o nich mówię... Wrócili tu nie tylko po mnie...

Wtedy Hermiona poczuła kolejną falę bólu, w tym samym momencie, co jej kuzynka. Zsunęły się na podłogę i upadły na kolana. Przed oczami miały tylko jeden obraz - swoich ojców rozmawiających z Poszukiwaczami.

- Oni nas szukają... - wycharkała czarnowłosa i znowu zwymiotowała. Było tego całkiem sporo i wyglądało to ohydnie.

- Nie mogą nas znaleźć... - krzyknęła czekoladowooka, kiedy poczuła piekący ból w płucach. Złapały się z Gill za ręce i wypowiedziały słowa, które zszokowały wszystkich:

- Śmierć i życie, szacunek i pogarda, dziś przedstawmy nieludziom, czym jest najprawdziwsza prawda. Sprowadźmy na nich klątwę wieczną, niech okaże się, co jest stroną bardziej waleczną. Zapisane, niczym niewidzialnym piórem, na pergaminach starych jak świat, przeznaczenie wszystkich, którzy wierzą w lepszy i gorszy świat. Przeszłość i przyszłość złączą się w jedność, a teraźniejszość zniknie i na zawsze pozostanie nieodkryta i nieodgadniona, jakby za dotknięciem diabelskiej siły, wszystko, w co wierzysz, rozpadnie się na małe kawałki, które pochłonie wieczny mrok i cień, lub blask i wieczna chwała, nikt nie umrze, nikt też nie zginie, byleby Magia tej więzi przetrwała. Jeśli tak się nie stanie, zniknie wszystko, w czym do te pory pokładałeś tyle nadziei - i zamilkły patrząc na siebie z tajemniczymi uśmiechami.

- Udało nam się... - odezwała się Julie.

- Udało... - powtórzyła Miona.

Szklistymi oczami zaczęły wodzić wzrokiem po wszystkich obecnych. Rudowłosy i Złoty Chłopiec wyglądali, jakby mieli zemdleć, natomiast Blaise i Nott patrzyli na nie, jak na kosmitki. Uzdrowiciele tylko odetchnęli z ulgą i opuścili pomieszczenie w zawrotnym tempie. W duchu gratulowali tym dwóm dziewczynom - w pewnym stopniu uratowały także ich.

- Skąd znacie przepowiednie, która jest przekazywana tylko w czystokrwistych rodzinach? - zapytał Weasley z niedowierzaniem.

- Nic im nie powiedziałaś, Hermiono - stwierdził Zabini, a wyżej wspomniana kiwnęła głową na potwierdzenie jego słów

- Czego nam nie powiedziałaś, Granger? - warknął zły, że nie wie czegoś o swojej przyjaciółce, Potter.

- Nie odpowiadaj, kuzynko. Ja im wszystko opowiem - zdecydowała brunetka.

- Ale przeżywałyśmy to samo i...

- Pamiętaj, że to ja jestem ta silniejsza emocjonalnie - puściła do niej oczko.

- Nie zawsze... - mruknęła rozbawiona Hermiona.

- Ale częściej, a to już o czymś świadczy.

- Może raczycie nam w końcu wyjaśnić kim jesteście i co to było - pieklił się Ronald.

- Najpierw trochę tu posprzątamy - już ktoś chciał zawołać sprzątaczkę, kiedy J machnęła ręką i pozbyła się wymiocin. - No, to teraz możemy rozmawiać - uśmiechnęła się orzechowooka i usiadła na krześle, które po chwili transmutowała w fotel. - Zadawajcie pytania, ja nie gryzę.

- Mogę się włączyć do rozmowy? - wymamrotał Draco, stojący w progu od samego początku.

- Jasne, siadaj - Gill wyszła z inicjatywą jako pierwsza i ustąpiła mu miejsca.

- To może najpierw powiedz nam kim jesteście i co to wszystko znaczy? - zaproponował spokojny już, Harry.

- Dobrze. Ja, Hermiona, Blaise i Teodor pochodzimy ze starożytnej i zapomnianej przez Hogwart i inne magiczne szkoły planecie, o nazwie Nevis. Są tam trzy rodziny królewskie - Granger, Nott i Zabini. Są także trzy rodziny nadworne - Malfoy, Black i Morgensternów. Istnieje legenda o trzech poprzednich rodach, które obejmowały razem rządy - Emmeraldowie, Callistonowie i Westwertowie. Ich rodziny miały być połączone przez trzy śluby. Jednak panowie i panie, którzy uczestniczyli w wieczorach - kawalerskim i panieńskim, zostali porwani. Mój ojciec - tutaj z niemałym grymasem przeszło jej przez gardło słowo "ojciec" - był w służbie Armii Królewskiej, a moja matka była siostrą głównej królowej Emmeraldów. Miały jeszcze jedną siostrę - Jean - matkę Hermiony, i dlatego jesteśmy kuzynkami. Raphaell, mój kochany tatuś - bąknęła z ironią - nazywał się Granger i miał brata - Dereka. Ten pierwszy jest moim ojcem, drugi, jak się domyślacie, moim wujkiem i tatą Herm. Jeśli chodzi o legendę... Nie wiemy do końca co oznacza, ale brzmi tak: Gdy słońce zajdzie i księżyc wejdzie we władanie tym światem, odnajdą się przedstawiciele trzech prastarych rodzin królewskich - Emmeraldów, Callistonów i Westwertów. Żądni władzy, obudzą swoje mroczne cechy, wejdą w posiadanie wszelkich Insygniów i doprowadzą do zniszczenia Wszechświata. Pozostanie na świecie Grupa Wybranych, której zadanie będzie jednoznaczne - stworzenie nowego, potężniejszego od wszystkich i wszystkiego Mocarstwa oraz zawarcie nowych rodzin, które sami założą. Pozostaną wśród nich dwie kobiety wolne - brunetka i szatynka, które nigdy nie znajdą drugiej połówki i będą rządzić światem przez całą wieczność, aż do samego Końca. Stanie na ich drodze nie jeden wróg i nieprzyjaciel. Zostaną, chcoiażby jutra miało nie być, a ciała ich, wraz z duszami, odejdą w niebyt. Pochłonięte przez mgłę wiecznej niepamięci, zostaną ukarane za nieposłuszeństwo swojemu sumieniu.

- Wiemy już, że przedstawicielami są na pewno moja i Gill rodzicielki, reprezentują Emmeraldów. Teraz trzeba tylko przeanalizować naszą teorię, co do pozostałych rodzin. Moim zdaniem to główna królowa Callistonów i jej kuzyn, Francesqua (czyt.: franczeska) i Loudrey (czyt.: loudrej).

- Natomiast ja myślę, że to Francesqua i jej mąż, Alaugustin. Jeśli chodzi o Westwertów, u nich obie obstawiamy na główną parę królewską - Charlesa (czyt: czarlsa) i Evelinque (czyt.: ewelinkłi).

- A więc, podsumowując, posiadacie najczystszą krew w naszym gronie, razem z Nottem i Zabinim.

- Dobrze to określiłeś, Harry.

- W takim razie jak Mionie udało się to wszystko przed nami ukrywać?

- To był nasz najmniejszy problem - ja mieszkałam na Nevisie, a oni odwiedzali mnie przez wakacje, razem ze swoimi rodzicami. Myślałyśmy wtedy, że to najlepsze czasy, bo to w końcu nastoletnia młodość, ale nie było w tym nic dobrego. Gdy ustały moje kontakty z Malfoyami, Nottami i Zabinimi było coraz gorzej...

- Słyszałem - wtrącił nieśmiało Ron - że w rodzinach arystokratów nie istnieje coś takiego jak miłość. I, że za każdy najmniejszy błąd można oberwać Zaklęciem Niewybaczalnym.

- To prawda. A jako, że należymy do rodzin królewskich, było to bardziej zaostrzone. Gdy kiedyś rozmawiałam o minutę za długo z jedną z koleżanek z Arystokratycznego Przedszkola, matka rzuciła na mnie Cruiatusa. Miałam wtedy 6 lat, ale już byłam odporna na ból.

- Tego samego dnia, ja miałam kolejną lekcję chodzenia prosto. Już wtedy musiałyśmy nosić buty na 2-centymetrowych obcasach i koturnach. Do tej pory pamiętam, jak bolały po tym nogi - zaśmiała się gorzko Hermiona. - I właśnie wtedy oberwałam pierwszy raz od matki. Spadła mi jedna książka, jak się okazało - jedna za dużo. Dostałam Sectumsemprą. Nie ma dnia ani godziny, w której czujemy się tam bezpieczne. Gdy urwał się kontakt ze wszystkimi, dostawałyśmy średnio raz na jeden, dwa dni, a jeśli chciałyśmy poprosić kogoś o pomoc w opatrywaniu ran, rzucali zaklęcia dwa razy mocniejsze, na wszystkie powstałe już rany. Musiałyśmy wszystko robić same. Oczywiście, im usługiwały skrzaty, ale nas to nie dotyczyło. W pewnym momencie nasi rodzice zaczęli częściej wychodzić, byłyśmy mniej pilnowane. Później dowiedziałyśmy się dlaczego - miałyśmy wstąpić w szeregi... - w oczach stanęły jej łzy - w szeregi... - rozpłakała się na dobre, a Julie za nią dokończyła:

- W szeregi wrogów samego Voldemorta. W szeregi Armi Zemsty, która ma na celu wybicie wszystkich mugoli, szlam, i czarodziejów półkrwi. Sam przywódca twierdzi, że znienawidził ich za zaśmiecanie świata nowymi ścierwami, takimi jak Severus, Harry, czy ktokolwiek inny. My tego nie chciałyśmy. Ja jako jedyna ze wszystkich miałam "zaszczyt" - uśmiechnęła se ironicznie - zobaczyć ich przywódcę na własne oczy. Nazywa się Arezjusz Morgenstern. Jeden z członków rodzin nadwornych. Ma niesamowitą władzę i szacunek i ponad 100 tysięcy zwolenników we Wszechświecie. Z czego 65 tysięcy to mieszkańcy Nevis. A tak swoją drogą to na naszej planecie mieszka tylko 500 osób półkrwi, większość to ukrywa i podaje się za czystokrwistych czarodziei.

- O Merlinie - zdołał wykrztusić Harry.

- Dokładnie.

- Jak wy to wytrzymałyście? - zapytał z udawaną obojętnością, za którą krył się smutek, Smok.

- Łączy nas więź silniejsza niż linie krwi. Jesteśmy tak zwanymi w naszym świecie "Krwawymi Siostrami". Gdy jednej się coś stanie, druga czuje i widzi to w tym samym momencie. Jest to momentami uciążliwe, ale przydatne. Już się o tym przekonałyśmy... - popatrzyły na siebie znacząco.

- Czego nam nie powiedziałyście? - zapytał podejrzliwie Blaise, stojący teraz z groźną miną naprzeciwko czarnowłosej.

- Zbyt dobrze nas znasz... - mruknęła szatynka.

- Legenda nie dotyczy tylko Insygniów Śmierci, horkruksów i Insygniów Władzy. Chodzi także o tak zwane Dary Anioła. Ale o nich są już tylko legendy...

- Wy wiecie więcej i nie chcecie nam o tym opowiedzieć! - krzyknął oburzony Zabini, ale został uciszony przez Teo.

- Mogą nam nie ufać. Poza tym, Gill już wszystko mi wyśpiewała...

- Czy to moja wina, że tak lubię drinki?

- A zwłaszcza Cosmo... - zaśmiał się Nott i spoważniał. - Ale nie powiem im, póki nie będziecie gotowe. Zagadką też się nie przejmujcie... - z tajemniczym uśmiechem wyszedł z sali, a za nim reszta.


Już niedługo mieli się dowiedzieć, jaką tajemnicę skrywa w sobie historia Nevis i jej mieszkańców...


___________________________________________________________________________________


I oto pojawiam się z nowym rozdziałem! Na samym początku chciałabym przeprosić Lili Blue, ale, niestety, moje Gadu-Gadu nie chce się ładować, przez co nie możemy rozmawiać :( Dostałam już trzy listy, razem z "wprowadzającym" i jestem przeszczęśliwa! Oby szło tak dalej. Życzę ci wszystkiego dobrego, Weny i sił do życia. Jak tam wakacje? U mnie wspaniale! Pogodziłam się z rodzicami, a oni zabrali mnie na wieeeelkie zakupy i kupiłam sobie (aż, ekhm) dwie rzeczy! Piekną, biało-czarną, cieniowaną sukienkę przed kolano i czarne szpilki z białą podeszwą. Wybieram się w nich na ślub brata i Ilony! To już w listopadzie (w dniu urodzin Grzesia, mojego najkochańszego braciszka na świecie i jednocześnie miesiącu porodu siostry)! Muszę jeszcze wszystko zorganizować, ale trochę krucho z finansami i muszę sięgnąć do mojego tajnego konta na "czarną godzinę". Będzie skromnie, ale fantastycznie (już ja tego dopilnuje :D).

Poza tym, chciałabym zauważyć, że nie komentujecie moich postów, przez co mam smutną minkę. Chociaż i tak bym pisała, nawet jeśli nie miałabym ani jednego komentarza (w końcu piszę nie tylko dla was, ale też dla siebie i takich osób jak Lili Blue, mojego kopa w tyłek (xD), Mrs. M albo mojej siostry, która robi się coraz bardziej marudna (to końcówka szóstego miesiąca, a ona się czuje, jakby już rodziła, heh).

Tak więc, proszę o komentarze i pozdrawiam,

Paula

niedziela, 6 lipca 2014

Miniaturka I cz. II - "Wciąż ją kocham..."

Witajcie! Jako, że Wena naszła mnie przy obiedzie, piszę drugą część pierwszej miniaturki. Mam wielką nadzieję, że Wam się spodoba! Miłego czytania i proszę o komentarze!

Z góry dziękuję,
Paula :D


________________________________________________________________________________________


3 lata później - rok 2010


- Hermiono, spóźnimy się! Gdzie są klucze? - z Zabini Manor dało się słyszeć przekrzykiwania i ogólny gwar, chociaż w budynku znajdowało się tylko 11 osób. Blaise szukał wszystkich najpotrzebniejszych rzeczy, Hermiona i Astoria pakowały kanapki, Luna, Lavender, Harry, Ron, Daphne, Theodor i Pansy ćwiczyli układ na dzisiejsze zajęcia, a Draco... siedział samotnie i przyglądał się temu wszystkiemu z lekkim uśmiechem. Nie było go tu zaledwie pół roku, a tak wiele się zmieniło. Lav i Harry się zeszli, Diabeł ożenił się z Hermą, Ron zaręczył się z Luną, a Astoria była w 3 miesiącu ciąży z Teo. Wszyscy byli inni, doroślejsi, a dzisiejszy dzień był naprawdę ważny. Od czasu ich występu 3 lata temu, porozmawiał naprawdę szczerze z Gill. Minęło trochę czasu, zaproponował jej małżeństwo, ona się zgodziła. Oficjalne ogłoszenie zaręczyn odbyło się tydzień później, 29 czerwca 2008 roku. Data ślubu była wyznaczona na 15 września 2009. Julie naprawdę się spieszyła, w końcu miała problemy z sercem i w każdej chwili mogła umrzeć. Jednak w lipcu 2008 przyszedł do niej list z Kanady, od samego Ministra Zdrowia. Napisał, że jeśli się zgodzi, będzie miała operację serca, jednak dopiero za pół roku. Niestety, musiałaby również opuścić kraj i zdobyć Kanadyjskie obywatelstwo. Początkowo nie chciała się zgodzić, jednak zdrowie dawało jej się we znaki i była zmuszona to zrobić. Wyjechała w listopadzie (2008 r.), miała wrócić siedem miesięcy później, żeby ślub mógł odbyć się w zaplanowanym dniu. Jednak, Kanadyjczyk którego poślubiła, John, był chory, miał raka płuc, a ona nie miałaby sumienia, gdyby go opuściła. Umarł w październiku 2009. Została tam, godnie go pochowała i wyjechała z powrotem, do Anglii. Tam czekał na nią przykry zawód - mimo operacji, musiała brać leki, które powodowały u niej silne osłabienie organizmu. Podczas jednego z zasłabnięć, kiedy Draco nie było w domu, uderzyła głową w szklany stolik. Jego odłamki wbiły się bardzo głęboko w jej skórę głowy. Jeden z nich prawie dotarł do mózgu. Pół godziny później na miejscu była policja, pogotowie i wszystkie bliskie jej osoby, w tym Draco. W szpitalu lekarz postawił błędną diagnozę - powiedział, że z Julie wszystko w porządku. Tak naprawdę straciła pamięć, czego jej przyjaciele doświadczyli już na pierwszej wizycie. Zachowywała się zupełnie jak nie ona. Nic nie pamiętała. Nie wiedziała nawet, że jest czarownicą. Gdy zobaczyła różdżkę w rękach magomedyka, zaśmiała się histerycznie i połamała patyk na pół. Szpital postanowił leczyć ją w dalszy sposób, jednak w ukryciu, żeby nie doświadczała tylu nowych sytuacji. Gdy wypuszczono ją ze szpitala, postanowiła zamieszkać w domu swoich rodziców. Było to dokładnie pół roku temu. Wtedy Draco wyjechał do Norwegi, aby wszystko sobie przemyśleć. Dwa dni temu wrócił i miał zamiar uczestniczyć w zajęciach, które poprowadzą jego przyjaciele. Chciał zobaczyć jak im to wychodzi. Blaise powiedział mu również, że od jakiegoś czasu na ich wykłady przychodzi Gill. Miał nadzieję, że ją zobaczy.

- Smoku, nie myśl tyle, bo ci żyłka pęknie! - zaśmiał się Harry.

- Uważaj, żeby tobie coś nie pękło... - odpowiedział mu również ze śmiechem Dracze.

- No to co, idziemy? - zapytała Astoria.

- Pewnie! - wykrzyknęli pozostali chórem.


_____________________________________________________________________________________

- To ona! Draco, to ona! - szeptał zapalczywie Blaise, przyglądając się pięknej, czarnowłosej dziewczynie. Była naprawdę podobna do Gill. Była jej sobowtórem. Ale miała inne oczy. Zniknął z nich ten tajemniczy blask. Miała inne usta - używała bezbarwnego błyszczyka, a nie tak jak kiedyś muślinowej czerwieni. Włosy miała inaczej spięte - w koka, z którego wystawały pojedyncze pasma. Wcześniej związywała je jedynie w kucyk. Była taka sama, ale jednocześnie taka inna...

- Idź do niej! - gorączkował się Ron.

- Dobrze, już idę! - mówiąc to, Smok udał się w stronę rzędu, w którym siedziała Julie.

- Wolne? - zapytał się jej, pokazując na miejsce obok.

- Tak, usiądź, jeśli chcesz - jej głos był dla niego jak narkotyk. Pragnął go słyszeć już do końca życia. Ale czy jest mu to pisane?

- Chyba cię skądś kojarzę... - zaczęła i uważnie mu się przyjrzała. - To ty... - szepnęła nie dowierzając - Draco?

- To ja, Gill - uśmiechnął się do niej, a ona przytuliła go najmocniej jak potrafiła. - Tęskniłem za tobą.

- Ja za tobą też - wyznała z uśmiechem.

- Jak odzyskałaś pamięć?

- Oglądałam zdjęcia w albumach, gazetach, czytałam listy i nagle zdałam sobie sprawę, że ja was wszystkich znam. I po prostu zaczęłam tu przychodzić. I wiem, że kiedyś się kochaliśmy, ale teraz... - urwała i spojrzała na niego z błyskiem niepewności.

- Ale teraz? - zaniepokoił się.

- Znowu wyszłam za mąż - to zdanie było dla niego jak nóż wbity prosto w serce. Przekręcający się powoli, chcący zadać jak najwięcej bólu.

- Za kogo?

- Za...

______________________________________________________________________________________________
















































































































































- Za... Freda Weasley...

- Za tego Freda Wesley?

- Tak. I ja... jestem z nim w ciąży - kolejny nóż. Czuł się jak na jakiejś karuzeli - wszystko się kręciło i nie czuł gruntu pod nogami. Czemu wszystko musiało się tak pochrzanić?!

- Ja... gratuluję - starał się być miły i udawało mu się. Teraz tylko wystarczyło przetrwać dwugodzinne zajęcia i opera mydlana z nim w roli głównej się skończy...


__________________________________________________________________________________________


Po wykładzie dołączył do swoich przyjaciół z nieciekawą miną. Był naprawdę wkurzony.

- I po co wy mnie do niej przysyłaliście? - zapytał, waląc pięścią w ścianę.

- Nie odzyskała pamięci? - zapytała Luna z niepokojem.

- Odzyskała, pamięta wszystko świetnie. Tylko znalazła sobie innego! - wrzasnął. Uderzał w ścianę raz po raz, jakby była workiem treningowym. Wszyscy byli zaskoczeni. Nie sądzili, że sprawa może przybrać taki obrót.

- Powiedziała ci, kto to? - zainteresowała się Hermiona.

- Fred Weasley - wysyczał.

- Mój starszy brat... - nie dowierzał Ron.

- Tak. Jest z nim w ciąży.

- A już myślałem, że da się coś ratować - westchnął przygnębiony Blaise.

- I tak nie moglibyśmy nic zrobić.

- Jak to?

- Tak to, że są po ślubie.

- A ma obrączkę?

- Jak myślisz, która dziewczyna nie pokazuje jakiemukolwiek znajomemu takiej błyskotki? - Harry spojrzał z powątpiewaniem na Rona.

- Twoja była jest moją bratową, a ja nawet o tym nie wiedziałem!

- Trudno. Jak na razie chodźmy do domu, przemyślimy wszystko na spokojnie - zarządziła Granger i wszyscy poszli w stronę wyjścia.


_______________________________________________________________________________________


2 lata później - 2012 rok

Juliette siedzi w kawiarni i czyta książkę. Rok temu rozwiodła się z Fredem. Postanowili, że to on będzie wychowywał Alana, a ona będzie go odwiedzać. Dopija kawę, powoli zbiera swoje rzeczy. Nie ma sensu dłużej tu przebywać. Przecież na nikogo nie czeka. Chciała zaczekać na miłość, na Draco. Ale jej nadzieja zgasła, kiedy okazało się, że wyjechał z kraju. Po raz kolejny. Nie ma pojęcia, czy jeszcze go kiedyś spotka. Jej przyszłość odznacza się jedną wielką niewiadomą. Zdecydowała, że sprzeda swój dom. Chce zamieszkać w małym, przytulnym budynku. Najlepiej nie kojarzącym się z przeszłością. Jak na razie wystarczy jej wrażeń. Spogląda przez szybę. Tysiące ludzi, spieszących do pracy, domu, rodziny. Ona już takiego czegoś nie posiada. Nie ma ochoty na nic, więc po prostu wzięła miesięczny urlop. Nagle jej uwagę przyciąga jakiś mężczyzna. Jedzie na motorze. Zatrzymuje się na parkingu, tuż obok niej. Patrzą sobie w oczy. Szaro-niebieskie. Takie, jak u Draco. Platynowe włosy. Biała koszula, granatowa marynarka, jeansy. Wychodzi głównym wejściem i jeszcze raz mu się przygląda. Zbliżają się do siebie.

- Draco...

- Jullie...

Przytulają się. Nie muszą nic mówić. Są tylko oni.

- Długo się nie widzieliśmy - uśmiecha się do niego.

- Chyba przyszedł czas, aby to nadrobić - odwzajemnia gest.

- Zdecydowanie.

Wchodzą razem do kawiarni. I oboje są świadomi, że wyjdą stamtąd również w swoim towarzystwie.

_______________________________________________________________________________________


37 lat później - 2049 rok

- Scorpius, otwórz drzwi! - zawołała Gill. Pomimo swojego niemałego wieku, czuła się jak nastolatka. To poczucie dawał jej Nash. Po spotkaniu w kawiarni, postanowili z Draco, że zostaną przyjaciółmi. Nie czuła do niego tego samego, co kilkadziesiąt lat temu. Malfoy był bardzo ważną osobą w jej życiu. To dzięki niemu poznała swojego obecnego męża. Mieli zawrzeć kontrakt. Draco prowadził firmę produkującą miotły, Nash był właścicielem dużej kancelarii adwokackiej. Mężczyzna poprosił ją, aby towarzyszyła mu w spotkaniu biznesowym. Zresztą, jak zawsze. Emmbler okazał się przystojnym i szarmanckim sportowcem. Zawodowo grał w Quiditcha. Po jakimś czasie zaczęli się spotykać, aż w końcu zostali parą. Jej znajomi byli zdziwieni, cały czas myśleli, że między nią a blondynem coś będzie. Ich nadzieja wygasła zupełnie, gdy w 2017 wzięli z brunetem ślub. Po ślubie, jak i przed nim, byli dla siebie nawzajem jak przyjaciele. W 2019 zaszła w ciążę. Dziewięć miesięcy później na świat przyszły bliźniaczki - Evanna i Samantha. Trzy lata później urodził się John. Teraz zakładają własne rodziny. Scorpius był synem Evanny i Leo, którzy pobrali się w 2040. Miał 9 lat. Samantha była, choć z początku trudno było się do tego przyzwyczaić, homoseksualistką. Ona i jej dziewczyna, Jade, były swoimi całkowitymi przeciwieństwami. W końcu, przeciwieństwa się przyciągają, prawda? I ostatni, John. Miał żonę, Farrel, i dwuletnią córeczkę, Susan. Gdy Jullie stała tak w kuchni, i przypominała sobie wszystko, do pomieszczenia wszedł jej mąż. Zaraz za nim wpadł Blaise i bez zastanowienia zaczął buszować po lodówce.

- Gdzie macie to dobre ciasto, które ostatnio upiekłaś, J (czyt.: dżej)? - zapytał z miną szczeniaczka. Kiedyś to na nią działało, ale w tym momencie udawała wściekłą.

- Mam ci je podstawić pod nos, żebyś zjadł całe? Twoje niedoczekanie! Ukryłam je tam, gdzie nikt go nie znajdzie - powiedziała z tryumfującą miną, po czym wróciła do krojenia sałatki. Nash objął ją od tyłu i pocałował w odsłonięte ramię. Poczuła na plecach dreszcze. Mimo upływu tylu lat, on nadal tak na nią działał. Czasami miała wrażenie, że zatrzymali się w czasie już wtedy, kiedy pierwszy raz się spotkali. Nie odczuwali prawie w ogóle skutków przemijających sekund, minut, godzin... Jako czarodzieje, starzeli się o wiele wolniej niż mugole.

- Ash, nie teraz, goście już są... - wyszeptała.

- Ale przysięgam, że jak wyjdą, to zedrę z ciebie ubrania - puścił jej oczko, namiętnie pocałował i wyszedł, zostawiając ją samą ze swoimi myślami.

- No, no, no... Widzę, że się rozkręcacie - Diabeł posłał jej rozbawione spojrzenie.

- A żebyś wiedział, że... - nie dokończyła, bo przerwał jej czyjś wręcz maniacki śmiech. Oboje z Blaisem biegli w stronę salonu, gdzie wszyscy byli i patrzyli zszokowani na Hermionę, która trzymała w rękach... ciasto owocowo-bakaliowo-orzechowe.

- Znalazłam! - krzyk radości wypełnił cały dom i po chwili wszyscy rzucili się, żeby zjeść chociaż maleńki kawałek.

- A gdzie było? - zapytała J. z pobłażliwym uśmiechem.

- W komodzie... - Herm spojrzała na nią niepewnie.

- Czyli nie znalazłaś! - klasnęła w ręce jak mała dziewczynka i chciała już iść do kuchni, kiedy zatrzymał ją męski głos.

- Ale ja znalazłem - powiedział Draco i, ku jej zdziwieniu wyjął zza pleców prawdziwy tort. Mówiąc prawdziwy mam na myśli to, że ten, który znalazła Hermiona był wykonany z kolorowego kremu (pewnie i tak go zjedzą, bo smakuje przepysznie).

- Ehh, za dobrze mnie znasz. Ale nie zdradzaj nikomu tej kryjówki - puściła do niego oczko i wróciła do kuchni. Zaczęła kroić marchew, kiedy do kuchni wszedł platynowłosy.

- Skąd wiedziałeś?

- Zawsze chowałaś tam najcenniejsze pamiątki... i czasami też mnie... - zaśmiał się, a ona razem z nim. To prawda, chowała go czasami do szafy. On i Nash z początku się nie lubili, więc spotykała się z Draco po kryjomu. Kilka razy, gdy brunet wracał wcześniej do domu, wpychała tlenionego do garderoby. Pewnego razu zaplątał się w płaszcz i jeszcze chwila, a wpadliby, jak śliwki w kompot. Na szczęście, nikt nie dowiedział się o ich tajniackich rozmowach. Czasami polegały one na głupiej i bezsensownej gadaninie, z kilkoma opakowaniami chusteczek, tak na wszelki wypadek. Ale zdarzały się też takie, podczas których wspominali swoje życie. Momentami, kiedy zapominali się przy winie, Draco i Julie skradali sobie pocałunki. Jednak zawsze po pewnym czasie przychodziło opamiętanie. Nigdy nie zdarzyło im się zajść za daleko, nigdy również nie powracali do poprzednich dialogów, monologów, sytuacji. Po ślubie okoliczności się zmieniły - nie musieli się już kryć, bo Nash przekonał się do wszystkich znajomych J. Teraz, patrząc na to z zupełnie innej perspektywy, przekonywali się, że te chwile, kiedy byli tak blisko siebie, były ich ostatnimi, to w nich zostały zamknięte na zawsze ich uczucia do siebie nawzajem. Nigdy do tego nie wrócili, bo wiedzieli, że nie cofną się do przeszłości. Była ona utkwiona we wspomnieniach, które na zawsze połączyły ich serca. Ale byli świadomi, że życie toczy się dalej, a czas już nigdy nie stanie dla nich w miejscu...

________________________________________________________________________________________________

31 lat później - rok 2080

Młodzieniec przetrawiał przez chwilę opowiedzianą przez mężczyznę historię, po czym, odezwał się cichym i zmęczonym głosem:

- Gdyby nie opowiadał pan tego z takimi szczegółami, nie uwierzyłbym panu, ale... wierzę... - spojrzał na niego błękitnymi oczami, pełnymi łez. - Co później stało się z pana ukochaną?

- Nadal żyje, w tym samym domu, u boku tego samego mężczyzny. Jej dzieci mają już rodziny w komplecie... Ale wiesz, co ci powiem? Mimo upływającego czasu, ja... wciąż ją kocham - powiedział spokojnie, z uśmiechem na ustach. Szatyn spoglądał na niego zdziwiony. - Wiem, że jest to dość dziwne. Lecz nadzieja umiera ostatnia, a miłość była moją jedyną nadzieją. I sądzę, że nigdy nie zgaśnie. A teraz, biegnij do dziewczyny, z którą się pokłóciłeś i błagaj ją o wybaczenie. Nie strać szansy na wspólne życie, tak jak ja to zrobiłem 70 lat temu.

- Dziękuję. Mam nadzieję, że pan kiedyś też odnajdzie szczęście i będzie z ukochaną kobietą. Do widzenia.

- Do widzenia - po słowach Draco, dwudziestolatek zerwał się z miejsca i pobiegł w pogoni za miłością. Potrącał ludzi, nie zważał na samochody i czyhające na jezdni niebezpieczeństwa. Bo wiedział, że musi walczyć o swoje szczęście. Platynowłosy patrzył na to z uśmiechem i lekką nostalgią. Wstał z parkowej ławki i udał się w stronę domu. Tego samego dnia w Proroku Codziennym pojawił się artykuł o nagłej śmierci znanego arystokraty - Dracona Malfoya. Tylko nieliczni wiedzieli, że to był właśnie jego czas, a Merlin zabrał go, gdyż wypełnił swoje zadanie. Nie było ono proste, droga do niego była długa, uzbrojona w wyboje, ale stawką było cudze szczęście. I codziennie, do końca swoich dni, para, którą uratował przed upadkiem, odwiedzała go. Na ozdobnym kamieniu, wyrytych było kilka krótkich, lecz trafiających w samo sendo słów - "Wreszcie znalazł spokój, zmęczony po podróży, jaką było dla niego życie". Pod spodem wygrawerowane zostały dwa zdania, które para zarezerwowała specjalnie dla niego - "W pogoni za własnymi marzeniami, jesteśmy zdolni do wszystkiego. Ale kiedy chodzi o cudze szczęście, wystarczy powiedzieć tylko kilka słów, aby zrozumieć, ze nasza droga się skończyła". Ale najważniejszy był podpis samego umarłego (zawarty również w testamencie) "Mimo upływającego czasu, ja wciąż ją kocham". I tylko najbliżsi, oraz mężczyzna poznany przez niego w parku, wiedzieli o kogo chodzi...

________________________________________________________________________________________________

Teraz z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że jestem z siebie dumna. W końcu udało mi się napisać coś, co moim zdaniem, jest najlepszym dziełem mojego życia. Opinię oczywiście pozostawiam wam, i błagam, napiszcie chociaż jeden komentarz oceniający rozdział, bo mam wrażenie, że go schrzaniłam... Wracając do miniaturki... Pisałam ją trzy godziny, razem z poprawianiem błędów. Wena mnie ostatnio coraz rzadziej odwiedza, dlatego czwarty rozdział ma dopiero kilka linijek. Nie mam siły by pisać. Chciałabym móc przelać stres, frustracje i targające mną emocje na klawiaturę, ale nie dam rady. Cały czas dowiaduje się nowych rzeczy dotyczących mnie i mojego życia. Wiem, że nie chcielibyście usłyszeć tych słów, ale jestem do tego zmuszona:



W NAJBLIŻSZYM CZASIE ZAWIESZĘ BLOGA!


O powodach powiadomię tylko najbliższe mi w blogosferze osoby, więc nie pozostaje mi nic innego, jak powiedzieć "przepraszam". Jeszcze kiedyś dokończę tą historię, ale wiem, że na razie nie mam siły, czasu, nerwów i Weny. Chyba przestraszyła się mojego stanu i po prostu uciekła. Czy kiedyś wróci - tego nie wiem. Pamiętajcie, że raz na jakiś czas będę odwiedzać bloga. Kiedy się pozbieram i stanę na nogi, na pewno się odezwę. Obiecuję. Na razie mówię do widzenia.

Miniaturka z dedykacją dla Lili Blue - bo przez pewien czas byłaś. I to mi wystarczało. 


Pozdrawiam was gorąco i życzę udanych wakacji,

Paula.


PS.: Wszystkie podpisy, które są na nagrobku Draco wymyślałam sama, więc prosiłabym o nie kopiowanie mojej twórczości.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

Rozdział III cz. II

Rozdział III cz. II - "Powrót do przeszłości: Tłumaczenia, uczucia i sekrety"


- Jak już pewnie wszyscy wiecie, dziś, 14 lutego 1999 roku, obchodzimy bardzo ważne święto. Czy ktoś z was dokładnie opowie, co się stało tego dnia? - zaczęłam swój monolog na pierwszej lekcji ze Ślizgonami i Gryfonami. Męska część uczniów wpatrywała się we mnie uwodzicielskim i lubieżnym wzrokiem, przez co byłam bardzo zdenerwowana. Może i byłam atrakcyjna, ale byłam starsza od nich! Co prawda o rok, ale to już coś. Spojrzałam w stronę Blaise'a, ale on tylko uśmiechnął się łobuzersko. Wiedziałam, że knuje coś, żeby mnie rozśmieszyć. Zawsze mu się to udawało i swego czasu się w nim kochałam... Posłałam mu w myślach uśmiech. Ujrzałam zwróconą do góry rękę Hermiony, więc ją poprosiłam. Wstała i zaczęła mówić:


- Wiem, że większość z was twierdzi, że chodzi o Walentynki. I tu was zaskoczę. Nie chodzi o Święto Miłości, lecz o Święto Siedemnastej Wieczności, czy też Święto Nieśmiertelnej Rasmee.   Ares występuje w mitologiach bardzo rzadko i jest przedstawiany w złym świetle. Ale tak naprawdę, jako, że zadawał się z Nike... - nie skończyła, bo głos zabrał Blaise.

- Nike to ta z ponętnym ciałkiem, Bogini Zwycięstwa? - na jego pytanie wszyscy zaczęli się śmiać, aczkolwiek ja nie. Miałam dla niego przygotowaną odpowiedź. Jak łatwo jest przeczesać czyjś umysł...

- Owszem, ale wątpię, by się tobą interesowała z takim zapałem, jak ty nią – popatrzyłam w jego oczy i zobaczyłam zdumienie.

- Ale czy ktoś mówi tu o tym, że ja cokolwiek takiego o niej myślę?

- Owszem. Ja mówię.

- A kim ty jesteś, żeby sobie na takie teksty pozwalać? - wyskoczyła z pytaniem Ginnevra Weasley, siedząca w ławce przed Diabłem i Malfoy'em.

- Po pierwsze – twoim nauczycielem. Po drugie – to ty nie pozwalaj sobie na takie odzywki w stosunku do mnie. Po trzecie – nie rób z siebie kretynki. I po czwarte – kim jestem już wiecie. Nazywam się Juliette Granger i mam 20 lat.

- Ale nie powiedziałaś nam kim byłaś w przeszłości i jak tu się dostałaś – powiedziała z szatańskim uśmiechem.

- Jestem profesorem i nie muszę się wam spowiadać ze swojego życia! - podniosłam głos. Nikt nie będzie mi mówił co mam robić, tym bardziej jakaś rozwydrzona dziewucha. - Masz szlaban. Dzisiaj o 18.00 zgłosisz się do Filcha. Będę na ciebie czekać przed jego gabinetem. Bądź punktualna, nie chcesz chyba kary na cały tydzień? - tym razem to ja się uśmiechnęłam, i to diabelsko.

- Ale dzisiaj jest nabór do drużyny Quiditcha... - zaczęła ze łzami w oczach.

- Dla pana Pottera nie będzie problemem załatwienie tego kiedy indziej, prawda?

- Oczywiście, pani profesor – mruknął wpatrzony w książkę do Historii Magii. Jako jeden z nielicznych nie ślinił się na mój widok. I byłam mu za to wdzięczna.

- Dobrze, wróćmy więc do opowieści. Hermiono...

- Jako, że Ares zadawał się z Nike, Bogini Zwycięstwa, zawsze wygrywał, był najlepszy. Gdy wzięli ślub, a udzielał go sam Zeus, ich życie można by nazwać cudownym. Ares skończył z wojnami „o byle co”, Nike zaszła w ciążę, a Zeus podarował im Złote Runo, jako prezent dla dziecka. Bogini urodziła. Dziecko nazwano Rasmee. Jak się domyślacie, była to dziewczynka. Uwielbiała bawić się na Olimpie, jednak była bardzo chora. Pewnego dnia zachorowała na nieuleczalną chorobę zwaną Frysaantyium. Jej objawami były wysoka gorączka, wysypka, kaszel i zaburzenia oddychania. Powoli zaczynały wymierać wszystkie jej organy: serce, żołądek, wątroba, płuca. Nawet ambrozja, cudowny nektar Bogów, nie pomagał. Wezwano więc znaną w całym świecie śmiertelnych medyczkę, Aaliyahę. Przyniosła ze sobą znany do dzisiaj Wywar Żywej Śmierci. Gdy Nike zobaczyła, czym medyczka chciała uzdrowić jej dziecko, nie chciała jej wpuścić. Jednak Ares wyraził zgodę na leczenie, a śmierć wisiała w powietrzu. Mówiono, że miał kiedyś romans z Aaliyahą, ale nieliczni twierdzili, że była to jego siostra, rzekomo zabita przez swego brata, a tak naprawdę ukrywana, przez swoje umiejętności lecznicze. Kiedy Aaliyah weszła do pomieszczenia, gdzie Rasmee leżała w agonalnych skurczach i bólach, ujrzała Anioła  Śmierci, który chciał zabrać ze sobą dziewczynkę. Lecz Aaliyah wylała na niego Wywar Żywej Śmierci, przez co wywołała gniew wszystkich pozostałych Aniołów. Ares słysząc krzyki medyczki wszedł do pomieszczenia, ale ujrzał tylko leżącą na łożu córkę, która wyglądała na zdrową. Po jego domniemanej siostrze lub kochance został tylko popiół, który zaczął wylatywać przez okno. Bóg Wojny bardzo się przez to zdenerwował i wypowiedział wojnę Aniołom. Przegrał, a Nike, usychając z tęsknoty za nieżyjącym ukochanym, zabiła Aniołów dzięki mocy zwycięstwa. Rasmee została zabita przez Zeusa, gdyż ogłoszono ją Przeklętą Córką Nike i Aresa, która w pewien sposób mogła zagrażać swojemu otoczeniu. Nie zdążyła urodzić jakiegokolwiek potomka jej mocy, nie miała nawet partnera. Była samotnikiem, więc jej moc krąży gdzieś po świecie. Do dziś Wywar Żywej Śmierci jest używany, na cześć Aaliyahy, przy wykonywaniu najsurowszych wyroków na Aniołach i Demonach. W naszym świecie to Dementorzy „odziedziczyli” moc Rasmee, czyli połączenie energii jej rodziców. A dzień ten nazwano tak, gdyż Rasmee mogła żyć wieczność, a żyła zaledwie 17 lat – gdy skończyła mówić, usiadła na swoje miejsce.

- Więc, jakie wyciągacie z tej historii wnioski?

- Może takie, że nie warto komuś pomóc, bo ktoś inny może to zniszczyć? - odezwał się Harry.

- Nie zawsze, ale w dzisiejszych czasach odpowiadam ci, że masz rację. Ktoś jeszcze?

- Tak, ja. Dokonałem innej analizy tej opowieści i mam pytanie: dlaczego Nike nie pomogła Aresowi w pokonaniu Aniołów? - zapytał Theodor Nott.

- Ponieważ nie powiedział jej o tym.

- Więc jak dowiedziała się, że nie żyje?

- Od Hadesa. Często odwiedzała Królestwo Zmarłych, aby sprawdzić, czy niczego nie brakuje Persefonie.

- A skąd pani o tym wie, pani profesor?

- Z ksiąg oraz podań, które zresztą przyniosę na następną lekcje, Odbędzie się już jutro. Dobrze, za chwilę przerwa, więc zapiszcie zadanie domowe na za tydzień. Napiszcie swoją własną historię. Możecie omijać niektóre szczegóły, ale jeśli znajdę jakiekolwiek kłamstwa, karam ucznia za zniewagę moich umiejętności.

- A jak się pani domyśli, że to i to jest zmyślone?

- Uwierzcie mi, wiem o was więcej niż sobie wyobrażacie. A poza tym, mam świetną różdżkę i mnóstwo umiejętności. Możecie się spakować i do zobaczenia. Panie Nott, proszę zostać – zwróciłam się do Theo.

- Dobrze, pani profesor.


~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~


- Coś się stało? - posłał mi ciepły uśmiech.

- Nie, tylko... Stęskniłam się za tobą. A poza tym to przez ciebie uciekłam z Nevis... - powiedziałam, przytulając się do niego. On objął mnie i odrzekł:

- To przez nas, Gill. Ja po prostu miałem dość ukrywania się przed światem pełnym zła – spojrzałam w jego oczy i ujrzałam w nich troskę, miłość, szczęście, zaufanie i bezpieczeństwo. To, co mógł mi dać, było zapisane w nim, jak w księdze. Potrafiłam czytać z jego min, oczu i ust. Tak się do siebie przywiązaliśmy, że znaliśmy się na pamięć.

- Wiesz, że cię kocham, prawda? - zapytałam.

- Wiesz, że ja też? - zaśmiał się i mnie pocałował. Usiadłam na biurku i oplotłam go nogami w pasie. Całowaliśmy się coraz namiętniej i z coraz większą pasją. A tego, co było dalej chyba nie muszę wam mówić?

~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~

Cóż, wiedziałam, że jesteśmy z Theodorem szaleni, ale nie sądziłam, że aż tak. Zrobiliśmy to na biurku, na krześle, na jednej z ławek i przy drzwiach, gdy miał wychodzić. Dobrze, że miałam tylko podwójną lekcję, która już minęła i była baaaardzo ciekawa, ekhm. Tak więc, gdy wyszłam z sali zaraz po Theo, skierowałam się do Wielkiej Sali na obiad. Trwał już piętnaście minut, więc wiedziałam, że wzbudzę sensację. Po raz kolejny... Ehh... Przeszłam przez próg i spojrzałam w stronę stołu nauczycielskiego. Skierowałam się w tamtą stronę, ale zdziwiona odkryłam, że wszyscy mają oczy zwrócone ku jakiejś osobie. Był to mężczyzna, na pewno. Krótkie, czarne włosy. Z daleka było widać, że dużo ćwiczy. Rozmawiał z Dumbledorem i McGonagall. Severus udawał, że nic nie słyszy, ale widziałam, jak nadstawia uszu. Mężczyzna się odwrócił, a ja mogłam dostrzec jego twarz. Twarz, której nigdy bym się tu nie spodziewała...

~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~

Averon Slytherin. Tak, Slytherin, potomek Salazara. Pochodził z mojej planety i był strażnikiem Rodziny Królewskiej.

- O kurwa... - zdążyło mi się wyrwać, nim zaczęłam uciekać ile sił w nogach. Byle jak najdalej od Averona. Był naprawdę przystojny i w ogóle, ale nie mogłam dać się złapać. Gdy już byłam na zewnątrz, teleportowałam się do Wielkiej Sali. Wiedziałam, że nie jest głupi, ale żeby tak prosto dać się zwieźć? Zamknęłam drzwi na największe, najmocniejsze i najszczelniejsze zamki. Okna pozasłaniałam wyczarowanymi chwilę wcześniej roletami. Spojrzałam na Severusa, a on kiwnął tylko głową i podszedł do wrót Wielkiej Sali. Zaczął coś mruczeć pod nosem. Zaklęcia ochronne. Najmocniejsze jakie poznaliśmy. Ja również zaczęłam mówić. Chwilę później przyłączyła się do mnie Hermiona, Blaise, Theo i Harry. To samo zaklęcie. Nagle poczułam silne uderzenie. Ból rozlał się po całym ciele, a ja zobaczyłam ciemność. Ktoś próbował przełamać bariery Hogwartu. I nie była to jedna osoba. Profesor Dumbledore przyglądał się nam przez chwilę, po czym zwrócił się do uczniów i nauczycieli:

- Drodzy uczniowie! Proszę o spokój i opanowanie! Prefektów proszę o zaprowadzenie roczników od pierwszego do piątego do piwnic i sal podziemnych. Mapy przekaże wam Filch. Pozostali wychowankowie oraz profesorowie niech zajmą miejsca strategiczne i przygotują się do ataku. Jeśli komuś jest niedobrze lub czuje się źle, niech idzie z panią Pomfrey i Hagridem. Gill, Severusie – popatrzył na nas – poprowadzicie atak. Hermiono, Blaisie – wy zatrzymacie przeciwników. Draco, Astorio, Daphne, Harry i Ginevro – macie za zadanie osłaniać Gill i Severusa. Theodorze, Pansy, Ronie i Minevro – odeprzecie najmocniejsze zaklęcia. Zachariaszu, Cormacu, Luno i Lavender – wy obraniajcie ścian i nałóżcie najmocniejsze i najmroczniejsze zaklęcia ochronne jakie znacie. Gill – użyj klątwy i swoich umiejętności – uśmiechnął się do mnie pocieszająco. Wszyscy mieli pełne ręce roboty, a ja siedziałam pod stołem Slytherinu, naprzeciwko Severusa kucającego właśnie koło ławki Gryffindoru. Drzwi rozsypały się w drobny mak, gdy ktoś uderzył w nie niespotkaną siłą. Dalej się ukrywałam i powoli szykowałam się do walki. Dawno w żadnej nie uczestniczyłam, zaledwie rok temu była moja ostatnia. Chyba czas powrócić do starych przyzwyczajeń.

- Na trzy... - powiedział mi w myślach Snape, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. Tak długo razem nie pracowaliśmy, że zapomniałam jak to jest układać z nim strategie. Które i tak potem szlag trafia.

- Teraz! - krzyknęłam do niego i razem wyszliśmy z ukrycia. Ja ze sztyletem i różdżką w dłoni, on tylko z różdżką. Byliśmy gotowi na wszystko, a bynajmniej tak sądziliśmy.

~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~


Obejrzałam się za siebie – był tam profesor Snape. Miałam go osłaniać w razie niebezpieczeństwa. Szczerze? Od dawna mi się podobał. Był bardzo męski i dojrzały. Może i było między nami 19 lat różnicy, ale kto w obliczu zagrożenia na to patrzy? Podbiegłam do niego i pocałowałam w usta. Był zdziwiony, chociaż to określenie jest dużym niedomówieniem. Lecz po chwili odwzajemnił pocałunek.

- Tak właściwie, to co my robimy? - zapytał zachrypniętym głosem.

- Całujemy się. Wiesz, jeśli któremuś z nas coś się stanie... Wiedz, że cię kochałam – dałam mu całusa w policzek i odeszłam. Niestety, nie zdążyłam usłyszeć jego cichego „ja ciebie też”, bo coś uderzyło we mnie z wielką siłą. Nie pamiętam niczego więcej, ponieważ później była tylko ciemność...


~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~

Przedtem udawałam, że nie widzę tego jak Astoria jest wpatrzona w Severusa. Ale teraz dało się to zauważyć. Byłaby z nich taka dobrana para... Gdyby nie to, że ja również go kochałam. Po prostu, Greengras, jak to Greengras, nie rozumiała, że on jest mój. Rzuciłam w nią Sectumsemprę, a ona zemdlała. Najdziwniejszym było, że nic jej się nie stało, a klątwa została odbita i trafiła we mnie. Później była już tylko ciemność...


~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~

Zauważyłam, że Severus się w coś wpatruje. Okazało się, że była to jedna z sióstr Greengras, Astoria. Była nieprzytomna, a Snape cały czas się na nią patrzył. Posłałam mu w myślach kopa w dupę i ochroniłam dziewczynę. Sama dostałam, ale zaklęcie się odbiło i skierowało w przeciwną stronę. Dobrze, że wyćwiczyłam refleks i potrzebne do przetrwania odruchy. Nałożyłam na siebie Kameleona i podbiegłam do Averona. Uniosłam sztylet i wbiłam go prosto w jego serce. Na wszelki wypadek wyciągnęłam z kieszeni srebrny kołek i dobiłam go. Wojna była tuż-tuż, a ICH spotkało tak wiele strat... Oberwałam od kogoś w plecy. Upadłam na Averona, tuż obok ostrzy wystających z jego pleców. Ujrzałam przed sobą zapłakaną twarz Hermiony, a później była już tylko ciemność...


~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~

Uderzyłam ją w plecy, aby uchronić ją przed nadciągającą strzałą. Na moje nieszczęście, narzędzie niedoszłego morderstwa Jullie, trafiło we mnie. A później była już tylko ciemność...


~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~


Wiem, że nie wszyscy są z tego rozdziału zadowoleni, ale pisałam w przerwach między dorywczą pracą, szkołą i spaniem. Chociaż snem nawet tego nie można nazwać. W szkole jest istna masakra - przygotowujemy się do "castingu". Przedstawienie w reżyserii, oczywiście nikogo innego, jak biedna Paula. Tytuł? "We can't love somebody tonight". Dajcie spokój, muszę układać piosenki po angielsku... I po kiego grzyba ja brałam rozszerzenie z angielskiego? -,- Idzie się załamać. Premiera za miesiąc, a chętnych jakby brak. Ehh, szkoda gadać, nie dość, że jestem reżyserką, to jeszcze mam zagrać wybraną przez mojego wychowawcę rolę. Tak swoją drogą to mamy całkiem przystojnego nowego nauczyciela matematyki - Aron ma na imię. Student, na praktyki przyszedł. Tylko pięć lat starszy... Tylko :P I nie ma dziewczyny - cud! Wysoki, ponad 180 cm wzrostu, około 50 kilogramów wagi, jest wegetarianinem. Ma ładne, blond włoski i zielone oczka z nutką kociego odcienia... I mi pomaga w tym "przedstawieniu", jedyny plus tego przedsięwzięcia :D Pojawia mi się zaciesz na buźce, gdy pomyślę, że spędzamy dziennie około 8 godzin... A w weekendy jakieś 20-30 (licząc piątkowy wieczór i poniedziałkowy ranek) :) Więc nie zdziwcie się, jeśli na blogu będą pojawiać się rozmarzone, rozanielone i jakieś tam jeszcze głupie posty.

Pozdrawiam,
Rozpromieniona Paula.

P.S.: Skorygowałam szybciej, niż podejrzewałam!

Ogłoszenia parafialne I

W tym jakże uroczym dniu mam przyjemność was przywitać. Cześć. Wiem, że nie dodawałam rozdziału od prawie dwóch miesięcy, aczkolwiek mam już napisany. Całe 7 stron, jeśli się nie mylę. Mam nadzieję, że się wam spodoba i zaczekacie jeszcze aż go dopracuje. I jeszcze jedno - ostatni raz widzę 4 komentarze zamiast pięciu, jasne? Bo następnym razem... nie chcecie wiedzieć co wam zrobię. A teraz życzę miłego wieczoru :D

Paula

czwartek, 1 maja 2014

Miniaturka - "Ale nigdy bez ryzyka" cz. I

Helou! Dzisiaj pojawiam się z pierwszą miniaturką w stylu angielskich muzyków i mojego ulubionego filmu muzycznego - Step Up'a ;) Mam nadzieję, że się spodoba.

Miłego czytania (opinie zostawcie w komentarzach)!

Pauli Gron :D


~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ 
                                                                       <klik>

- Za pięć minut nasz występ! Szykujcie się! - rozbrzmiał głos nikogo innego, jak Ginny Weasley. 

- Gin, mamy problem... - pośród gwaru rozmów dało się słyszeć cichy i niepewny głos Luny Lovegood.

- Co się stało?

- Hermiona zniknęła...

- Na pewno za chwilę wróci! Poza tym, ona tylko włącza i wyłącza muzykę, możemy o to poprosić kogoś innego. - reakcja Ginevry była jednoznaczna - dla niej Hermiona jest nic niewarta, jak zawsze.

- Żebyś się nie przejechała... - wyszeptała Lavender Brown, ale to mogły już dosłyszeć tylko jej uszy.

_________________________________________________________________


Szłam przed siebie, ale nie wiedziałam, czy robię dobrze. Może mnie wyśmieje... A może jednak nie? Przecież to był jego pomysł. Ale to było dwa miesiące temu... No, cóż, zawsze warto próbować... - przerwałam swoje rozmyślania, gdyż dotarłam do drzwi JEGO domu. Zapukałam dwa razy. Po chwili usłyszałam zbieganie ze schodów, skrzypienie desek i drzwi się otworzyły, ukazując sylwetkę mężczyzny, którego kochałam całym sercem - Dracona Malfoya.

- Cześć... Coś się stało? - to on pierwszy przerwał panującą między nami ciszę.

- Cześć. Nie, ale mam do Ciebie prośbę...

- Wchodź i mów - zaprosił mnie do środka, a ja weszłam do przedpokoju. - Chcesz coś do picia?

- Nie, ale i tak nie jest to rozmowa do kawy...

- Coś z Twoim zdrowiem? Czy może...

- Nie, po prostu chciałabym, żebyśmy zrealizowali nasz plan - powiedziałam na jednym wydechu i w napięciu czekałam na jego odpowiedź. Jego twarz przez chwilę zamieniła się w jeden wielki szok i zdziwienie, ale po chwili zaczął się uśmiechać coraz szerzej.

- Już myślałem, że nigdy nie przyjdziesz z tą propozycją. Ale wiesz, że nie mamy wiele czasu? Trzeba jeszcze zorganizować cały zespół...

- Wyślę im wiadomość na Mag-Fony, zaraz powinni tutaj być - mówiąc to, wyciągnęłam z kieszeni płaszcza urządzenie, które wyglądało jak zwyczajny, mugolski telefon komórkowy i wysłałam wiadomość o spotkaniu w domu Draco. Po chwili wszyscy byli na miejscu...

_________________________________________________________________



- Gdzie ona jest?! - zagrzmiała po raz kolejny Ginny.

- Skąd mamy wiedzieć? Poza tym, nie krzycz tak! Jesteśmy ludźmi, a nie zwierzętami, żeby się na nas wyżywać! - odpowiedział jej wysoki kobiecy głos, należący do Padmy Patil, którą od razu poparła cała grupa.

- Jak śmiałyście! Przecież to ja was wszystkiego nauczyłam! To ja pokazywałam wam, jak rozpracować barwę głosu lub kroki do house' a!

- Ty? Ty?! Śmiesz sobie przypisywać zasługi Hermiony i Jill! Kiedy wreszcie zrozumiesz, że Twój czas na scenie się skończył, a nawet nie zaczął?! Każdy ma Cię dość! Zrozum, że nic nie robisz, a wymagasz niemożliwego! Powiem jedno - wywalamy Cię z grupy! - po słowach Luny wszyscy zamilkli. Nikt nie znał Lovegood z tej strony. Nikt jej takiej nigdy nie widział. Zawsze była spokojną dziewczyną, uważaną za bujającą w obłokach i żyjącą w swoim świecie.

- Jeszcze tego pożałujecie! Beze mnie jesteście nic niewarte! Ośmieszycie się tylko! - po tych słowach odeszła w stronę damskich łazienek.

_________________________________________________________________

                                                                        <klik>

- Wchodzimy? - zawołał Armin, idący na samym końcu naszej grupy.

- Tak! - odpowiedzieliśmy równie głośno razem z Draco. Pchnęliśmy wielkie drzwi, nie, wrota prowadzące do kulis i tyłów budynku, w którym miała się odbyć Bitwa.

- Czy dziewczyny z zespołu Weasley już wiedzą? - zapytał mnie Smok, a ja przytaknęłam. W tym czasie zdążyliśmy dotrzeć do małego i ukrytego korytarza. Na samym jego końcu był nasz cel - scena. Było to przejście udostępnione V.I.P.' om, albo ważnym gościom, ale ja sama odkryłam je, gdy przychodziliśmy tu na próby.

- Kiedy zaczynamy? - dopytywał się Alexy.

- Za 2 i pół minuty schodzi zespół "Icaros", więc można iść się przebrać - zakomenderowała Iris, a my udaliśmy się do łazienek.

_________________________________________________________________


- Dziewczyny! Chodźcie tu, szybko! - zawołała Lavender.

- Co się stało? - wszystkie już stały naokoło niej i uważnie słuchały, co ma im do powiedzenia.

- Jill przesyła wiadomość! Za parę minut mamy występ!

- Musimy się jak najszybciej przebrać! - z tym postanowieniem, ruszyły do pokoju dla V.I.P.' ów. 

_________________________________________________________________


- Wszyscy gotowi?! - na tajnym korytarzu dało się słyszeć przytłumiony krzyk Hermiony.

- Tak, musimy tylko zaczekać chwilkę na dziewczyny! - odezwała się Kim.

- Niech ktoś tam pójdzie i powie im, żeby się pospieszyły! - rozkazałam.

- Już nie trzeba, idą!

- Nareszcie! Ile można czekać?

- Sorki, ale mój Mag-Fon ma tutaj słaby zasięg i wiadomość ledwo dotarła.

- Nic się nie stało! Każdy pamięta kiedy wchodzi, schodzi i jakie wykonuje ruchy? - zapytał Blaise.

- Tak! - odpowiedzieliśmy chórem.

_________________________________________________________________


- A teraz zaprosimy na scenę zespół, który pierwszy raz do nas zawitał! Przed Wami - "VARIOUS ARTISTS"!!! - widownia zaczęła klaskać. To była nasza chwila. Nasze pięć minut na scenie. I szansa na wygraną...

_________________________________________________________________


Koniecznie obejrzyjcie! (wszystko jest tańczone tak samo, tylko postacie są inne i jest ich więcej, Jill tańczy z Draco główne partie i części)                     <klik>

- Wchodzimy! - rozległ się mój głos i wkroczyliśmy do przedsionka sceny.

- Za trzy, dwa, jeden... - wtedy rozbrzmiały pierwsze rytmy naszej muzyki. Zatraciliśmy się w niej. To był nasz żywioł. To jest nasz żywioł. To nasze życie, pasja, plany, marzenia, przyszłość, szczęście, radość, ale również smutek, ból, cierpienie... Taniec jest dla nas wszystkim. Naszą bezpieczną stacją w tym zawirowanym i niebezpiecznym pociągu, zwanym życiem. 

_________________________________________________________________


Skończyliśmy. No, cóż... Mnie i Draco troszkę poniosło, ale całowanie się na scenie nie jest zabronione, prawda? Publiczność wstała i nagrodziła nas naprawdę wielkimi brawami. Czułam, jak radość i spełnienie wypełniają mnie. Czułam to uczucie również w Draco i naszych splecionych dłoniach. A Blaise i Hermiona... Trochę przesadzili, żeby spaść ze sceny na samo zakończenie? Ale tak to czasem bywa... Ważne, że wygraliśmy. Bo wygraliśmy nie tylko fundusze na nauczanie tańca, nie tylko zapewnione miejsca w każdej artystycznej szkole na świecie, ale również pasję. Pokazaliśmy innym, co sądzimy o tańcu, co czujemy, gdy tańczymy. I wiecie co? Mogłabym to robić bez końca... Ale, gdy już umrzemy, to chyba tak właśnie będzie, prawda? Będziemy robić coś, co kochamy. Bez ograniczeń, bez dyskryminacji, bez granic... Ale nigdy bez ryzyka


~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ 


I jak? To moja pierwsza opublikowana miniaturka :D Czeka na Was jeszcze druga i może trzecia część!

Opinie w komentarzach! 

Jeszcze raz pozdrawiam, ściskam i życzę miłego dnia!
Paula

P.S.: Komentarze z reklamami/spamem/propozycjami współpracy się nie liczą (chodzi o umowę zawartą w poprzednim poście - Rozdziale III). Do końca pozostały dwa komentarze (wyjątek)!!!

P.S.2: Ta miniaturka z dedykacją dla komentujących!




poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Rozdział III

Hello-żello! Zanim zaczniecie czytać rozdział - chciałabym z przykrością stwierdzić, że pod poprzednim postem było bardzo mało komentarzy (2 Wasze i 2 moje), więc wstawiam rozdział tym samym rozwiązując umowę. Miało być PIĘĆ WASZYCH KOMENTARZY, ale, jak widać, nie doceniacie mojej pracy. Nie mówię tu o wszystkich, bo np. niektórzy nie mają czasu, aby coś naskrobać, ale nie wszyscy. Innym po prostu się nie chce. Jeśli tak dalej pójdzie i będziecie pisać tak mało komentarzy, zrobię wersję PDF dla wybranych czytelników - komentujących i obserwatorów bloga. Tak więc, strzeżcie się moich środków zapobiegawczych, gdyż chyba nie chcecie, aby blog został usunięty. Przechodząc do rozdziału - sama nie wiem jaki jest. Opinię pozostawiam Wam. Jeśli wykryjecie lub wyszukacie jakiś błąd - napiszcie w komentarzach. Mam nadzieję, że Wam się spodoba :D
PS.: Możliwe, że w najbliższym czasie dodam jakąś miniaturkę :)

PS2.: Jeśli nie macie czasu i weny na pisanie komentarzy - napiszcie chociażby kropkę, przecinek lub kilka słów od siebie. Nie liczę na jakieś mega-wypracowania na temat tego rozdziału, czy też samego posta.

PS3.: JEŚLI CHCECIE ROZDZIAŁ IV - POD TYM POSTEM MUSI BYĆ CO NAJMNIEJ 5 KOMENTARZY!!!

~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~


Rozdział III cz.I - "Powrót do przeszłości: Tłumaczenia, uczucia i sekrety"


- Proszę, proszę... Kogo my tu mamy? - Smok, Herma i Blaise zbledli, a ja się odwróciłam. Ale to, co tam zobaczyłam, było dla mnie kolejnym szokiem. Albo raczej KOGO tam zobaczyłam. Przede mną stał... Severus Snape we własnej osobie. I nie byłoby w tym nic dziwnego czy nadzwyczajnego, ale był przemoczony do suchej nitki.

- Profesorze... my... ja... my... - jąkała się Hermiona, próbując jakoś to wytłumaczyć.

- Spokojnie, panno Granger. Chciałbym tylko porozmawiać z panną Gill o jej stażu jako nauczycielki Obrony Przed Czarną Magią, Eliksirów i Historii Magii. A to... - w tym momencie spojrzał na swoje mokre szaty i już chciał wyciągnąć różdżkę, kiedy Juliette machnęła ręką. Po chwili profesor był już suchy.

- Widzę, że udoskonaliłaś swoje zdolności w magii bezróżdżkowej - spojrzał na nią z cieniem dumnego uśmiechu na ustach i popatrzył na dwójkę Ślizgonów - A wy co tutaj robicie? Nie powinniście przypadkiem być na obiedzie? To samo tyczy się pani, panno Granger.

- My szliśmy właśnie do biblioteki, żeby przepisać odpowiednie fragmenty książek na wypracowanie z Transmutacji. - pospieszył z wyjaśnieniami Zabini.

- A ja właśnie odprowadzam Gill do mojego dormitorium, aby się rozpakowała... - dodała Miona.

- Idźcie do Wielkiej Sali, a ja odprowadzę pannę Granger do jej prywatnego dormitorium - rzekł z naciskiem na słowa jej prywatnego i odszedł w stronę schodów, a za nim posłusznie podreptała Juliette, żegnając się z przyjaciółmi.

~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~

- A więc, jak minął Ci pobyt w sierocińcu? - zapytał profesor Snape, kiedy znajdowali się na 3 piętrze i cały czas zmierzali po schodach w dół, do lochów.

- Nie mogę narzekać, aczkolwiek pierwszy raz zetknęłam się z waszym gatunkiem w tak licznej grupie. Nie spodziewałam się również, że człowiek potrafi czuć i wyrażać uczucia na tak wiele sposobów. Odtrącenie, nienawiść, strach, ból, cierpienie, miłość, przyjaźń... Nie wiem tylko co jest gorsze - oglądanie, jak powoli
wasza planeta zmienia się w Piekło, bo jeden zabija drugiego, czy świadomość, że za niedługo rozpocznie się nowa wojna. Tak zbaczając z tematu, to nigdy nie wybaczę moim i Hermiony rodzicom. Jak mogli przejść na ICH stronę?

- Na to pytanie nie mogę odpowiedzieć, ale wiesz, że jeśli połączymy siły, wszyscy uczniowie, dyrektorowie i nauczyciele Szkół Magicznych, możemy ICH pokonać?

- Wiem, ale co jeśli okaże się, że są silniejsi od nas? Przecież ONI ścigają mnie listem gończym, jestem tam bardzo znana...

- No, i co z tego? Przecież dobrze się ukrywasz. Nie powinni Cię tutaj znaleźć.

- Właśnie - nie powinni. A co jeśli znajdą?

- Wtedy użyjesz swoich wszystkich sił, tak jak każdy z nas, aby ICH pokonać.

- Dobrze, ale jeżeli to oni wygrają... - nie dokończyła, bo Severus jej przerwał.

- Nie waż się nawet tak myśleć! - warknął i zaczął iść prostym korytarzem prowadzącym do kwater jego i Ślizgonów. - Od dzisiaj mieszkasz w dormitorium obok Pansy Parkinson i sióstr Greengras. Uprzedzam - nie są aż takie głupie na jakie wyglądają.

- Kolejna przykrywka Śmierciożerców? Nie mają już czego wymyślać?

- Niestety... - przerwał, podał hasło "Czysta Krew" i wszedł do Pokoju Wspólnego Ślizgonów. Większość z nich jadała posiłki u siebie lub w salonie, aby trochę poplotkować i jednocześnie się uczyć.

- Chciałbym coś ogłosić! - zaczął profesor i w Pokoju zapadła cisza. - Dzisiaj do Hogwartu przybyła nowa nauczycielka Obrony Przed Czarną Magią, Eliksirów i Historii Magii. Ma pokój obok panny Parkinson oraz sióstr Greengrass. Mam nadzieję, że zapoznacie się z nią i będziecie dla niej choć trochę mili, bo nie mam zamiaru się za Was wstydzić. - mówiąc to wyszedł, a na jego miejscu stanęła Gill.

- Cześć. Jestem Juliette Granger, ale mówcie mi Gill. Jak już wiecie, będę Was uczyć kilku przedmiotów. Na lekcjach mam kilka zasad. Mianowicie: zakaz rozmów i pisania liścików, macie mnie uważnie słuchać i radzę robić notatki, bo mogę je sprawdzać, na sprawdzianach siedzicie według kolejności lub w grupach ustalonych przeze mnie, macie wykonywać moje polecenia bez dyskusji. Jesteście tutaj po to, żeby się czegoś nauczyć, ale przede wszystkim, aby być gotowym na dorosłe życie. Mam nadzieję, że to do Was dotarło, bo ze mną nie ma żartów.Myślę, że już wszystko sobie wyjaśniliśmy. Jakieś pytania? - tu rozejrzała się po salonie, lecz wszyscy, zasłuchani w jej słowa, wpatrywali się w nią. W końcu jeszcze nikt obcy nie miał czelności ustanawiać zasad jeszcze przed pierwszą lekcją. To był dla nich ogromny szok. - Widzę, że nie macie żadnych pytań, więc życzę miłego popołudnia. - skończywszy ostatnie zdanie, ruszyła w stronę dormitoriów dziewcząt i udała się do drzwi z jej nazwiskiem.

~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~

Wiem, że trochę krótko, ale naprawdę nie wiem, co mam pisać. Jest mi ciężko odnaleźć jakikolwiek pomysł. A teraz mam dla Was mini-konkurs: kto zgadnie, co wydarzy się w Wielkiej Sali następnego dnia lub będzie najbliżej rozwiązania - będzie mógł opisać to wydarzenie własnymi słowami :D Oczywiście, jeśli znajdę błędy stylistyczne, ortograficzne i interpunkcyjne to je poprawię, ale treści nie będę zmieniać.

Pozdrawiam gorąco,
Paula.

sobota, 8 marca 2014

Rozdział II

Rozdział II - "Powrót do przeszłości: Zapomnienie"

  Szatynka ruszyła przed siebie, a ja zaraz za nią. Szłyśmy przez chwilę w ciszy, którą w końcu przerwała moja kuzynka:

- Czy stało się coś poważnego? Coś z moimi rodzicami? Gdzie Ty byłaś tyle czasu i co robisz w Hogwarcie? - zasypała mnie gradem pytań, lecz delikatnie jej przerwałam.

- Uspokój się, Herma. Nic się nie stało, a tym bardziej z Twoimi rodzicami! To z moimi coś się dzieje, ale o tym później...

- No, dobra. W takim razie powiedz mi, co TY przyszłaś robić w Hogwarcie?

- A więc, jak wiesz, nie jestem kompletną czarodziejką i profesor Dumbledore zaproponował, abym objęła stanowisko profesora Historii Magii, bo Binnsa nikt nie słucha. Powiedział też, że profesor Snape mógłby mnie uczyć zywiółów...

- Zaraz, zaraz... Jak to Snape ma Cię uczyć żywiołów?!

- Normalnie. Nie wiedziałaś, że zgłębiał tajniki Prastarej Magii?

- Szczerze to nie wiedziałam... Ale trudno! Życzę powodzenia.

- Dzięki, ale muszę Cię o coś zapytać...

- Wal śmiało!

- Gdzie jest Twoje dormitorium?

- Idziemy do niego. A tak w ogóle, to widzę, że opanowałaś do perfekcji sztukę magii bezróżdżkowej! Gratuluję! Mi się to jeszcze nie udało, ale jak przyjdzie co do czego, to może się nauczę... - i tu Hermiona przerwała, gdyż obie miałyśmy zderzenie z czymś wyjątkowo miękkim, przez co wylądowałyśmy na podłodze.

- Granger, uważaj jak chodzisz! - krzyknął ktoś, zapewne ten sam osobnik, przez którego upadłyśmy.

- Malfoy - wysyczała Hermiona, podczas gdy ja zbierałam swój tyłek z podłogi.

- Co, Szlamo, znalazłaś sobie nową przyjaciółeczkę, za którą będziesz odrabiać eseje? - zakpił.

- Uważaj, co mówisz, fretko... - nie dokończyła, bo się wtrąciłam.

- Herma, nie warto marnować czasu na takie śmiecie. Chodźmy stąd.

- Gill? - zapytał znajomy mi głos. Przeniosłam wzrok w bok i doznałam szoku.

- Blaise?! Co ty tutaj robisz? Przecież miałeś nie wracać tu po wojnie... - z niemałym zdziwieniem przyglądałam się swojemu staremu przyjacielowi.

- Jak na razie stoję, ale co ty tu robisz?

- Przyjechałam uczyć takich palantów jak Twój kolega Obrony Przed Czarną Magią i Eliksirów.

- Poczekaj, będziesz nauczycielką?!

- Można tak powiedzieć.

- Ale super! Dasz pewnie wszystkim wycisk... No, wszystkim oprócz mnie i Granger - powiedział Zabini i uśmiechnął się w moją stronę przymilnie.

- Julie, nie zapominaj, że ja też tu jestem... - wtrąciła Hermiona.

- Przecież wiesz, że rodzina o sobie nie zapomina - uśmiechnęłam się do niej.

- I nie tylko ona - dodał Blaise, by po chwili mnie obejmować.

- Dokładnie... - wydusiłam przez łzy.

~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~

(Tutaj narracja zmienia się na opowieść postronnego obserwatora.)

Tymczasem Draco podszedł do Hermiony, stanął obok niej, lekko trącił ją łokciem i zapytał:

- Oni tak zawsze?

- Zazwyczaj... - odpowiedziała lekko zdziwiona chwilowym zapomnieniem Malfoya.

- A tak w ogóle, to ja... Ja chciałbym Cię przeprosić... Nie tylko za dzisiaj, ale za te 7 lat wyzwisk i obelg - lekko się zmieszał.

- Wiesz, tak naprawdę bolało mnie nie to, że nie potrafisz powiedzieć "nie" wszelkim tradycjom i zakazom... Ale podziwiam Twoją odwagę i wybaczam. Wybaczam, ale wiedz, że nigdy tego nie zapomnę.

- Ktoś bardzo mądry kiedyś powiedział mi, że gdyby każdy wybaczając, zapominał o wszelkich krzywdach zadanych mu przez drugiego człowieka, nie byłoby to wybaczeniem.

- I miał rację...

- Taak. No, to jak? Przerywamy im tę miłosną chwilę? - zapytał Draco z chytrym uśmiechem.

- Zrobić im na złość? Zawsze i wszędzie! - powiedziała z iście Ślizgońskim uśmiechem Hermiona.

- Zaczynam się Ciebie bać... - powiedział niepewnie Smok, ale ogniki w jego oczach wskazywały na rozbawienie całą sytuacją.

- Powinieneś.

- Dobrze, wyciągnij różdżkę - poinstruował ją.

- Ok, co dalej?

- Może jakieś aquamenti?

- Z chęcią...

- Na trzy... Raz

- Dwa...

- TRZY! - w chwili, gdy to powiedział obydwoje pomyśleli o strumieniu wody, który skierowali na przytulającą się parę. Ale Blaise i Gill byli zbyt dobrymi obserwatorami, żeby tego nie zauważyć...

(Tutaj narracja ta się kończy.)

~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~

(Wracamy do narracji pierwszoosobowej.)

- Na ich trzy odskakujemy od siebie, ok? - powiedział cicho Blaise.

- Ok - odpowiedziałam również szeptem.

- Teraz! - zdążył krzyknąć do mnie Zabini, nim oboje zrobiliśmy parę szybkich kroków w tył.

- Ups... - powiedziała Hermiona, zanim ktoś, kto stał za mną odezwał się cichym, ale aksamitnym głosem.

- Proszę, proszę... Kogo my tu mamy? - Smok, Herma i Blaise zbledli, a ja się odwróciłam. Ale to, co tam zobaczyłam, było dla mnie kolejnym szokiem...

~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~ ~~~


A kogo tam zobaczyła, dowiecie się w następnym rozdziale :D

Nareszcie go napisałam! Miałam trochę więcej nauki, co mnie przytłoczyło, ale mam nadzieję, że będziecie z rozdziału zadowoleni :)

Jeśli chcecie następny, POD TYM POSTEM MUSI BYĆ CO NAJMNIEJ 5 KOMENTARZY!!!

Pozdrowionka dla wszystkich czytających, komentujących i coś tam robiących,
Pauli Gron.

PS.: Z dedykacją dla wszystkich, którzy skomentowali "Rozdział I" :D

czwartek, 23 stycznia 2014

Rozdział I

Rozdział I - "Powrót do przeszłości: Spotkanie"

  Szłam zaciemnionym korytarzem, pokrytym warstwą grubego kurzu. Powoli zbliżałam się do celu. Jeszcze tylko kawałek, jeden, malutki kroczek i wspomnienia staną się żywe...
  Sala Wspomnień jak zwykle tonęła w odcieniach czerni, bieli i czerwieni. Pomimo upływu tylu lat, meble nie wyglądały na nadgryzione zębem czasu. Wszędzie, nawet na ścianach, podłodze i suficie, widać było sterylną czystość. Zero kurzu. Zero brudu. I przede wszystkim - żadnych świadków. Mogłam w spokoju obejrzeć mój film tworzony przez tyle lat z setek, a może nawet tysięcy wspomnień. Moich własnych wspomnień, nienaruszonych i odległych. Tak, to były dobre czasy...

~~~

2 luty 1999 r., Dom Dziecka im. Marry Collins w hrabstwie Oxfordshire 

  Gdy usłyszałam trzask zamykanych drzwi, szybko zerwałam się z łóżka, założyłam kurtkę oraz buty i wyszłam z pokoju, zamykając drzwi na mały, lekko zardzewiały klucz. Szybko przemierzałam korytarze, a gdy dotarłam do celu i wahałam się przez chwilę, w głowie zaświtała mi myśl "Nikt nie będzie za Tobą tęsknił, Gill. Jesteś dla nich tylko zbędnym opiekunem...".
  Otworzyłam drzwi i wyszłam na zewnątrz. Noc była ciepła, jak na luty. Na niebie widniało tysiące lśniących, małych gwiazd. Wodziłam po nich wzrokiem, aż w końcu zawiesiłam wzrok na największej.
  Kiedyś, ktoś bardzo mądry i bliski memu sercu, powiedział mi, że w każdy człowiek, każda istota, nawet najdrobniejsza roślinka, ma swoją własną Gwiazdę. Gdy ten ktoś, lub to coś, umrze, Gwiazda świeci coraz mocniej, aż w końcu oślepia nas i pokazuje nam to, czego dusza nie pokazała, gdy żyła na Ziemi. Tam, zapisane są nasze uczucia, myśli i dobre rady dla wędrowców i włóczęgów.
  Tak mi mówiono, gdy byłam mała... A teraz? Teraz nie mam po co żyć. Jedyne, co trzyma mnie na Ziemi, na jakże plugawej planecie dla Władców, Łowców, Armii Żołnierskich... Ale musiałam wrócić do tych ludzi. No, może nie musiałam, ale miałam mały wybór. Mogłam zostać tutaj, na Ziemi, i się zestarzeć, a później umrzeć, prawdopodobnie samotnie. Albo po prostu wysłać wiadomość o tym, że chcę wrócić i znów poczuć dobry, słodki smak malinowej herbaty cioci Helen, patrzeć na stare, przetarte i podarte zdjęcia mojej rodziny... Ale nie mogłam. Musiałam stawić temu wszystkiemu czoła. I odnaleźć JĄ. Tak, moja kuzynka na pewno mi pomoże...

~~~

13 luty 1999 r., Szkocja, Szkoła Magii i Czarodziejstwa Hogwart im. Albusa Dumbledora

  Moja psychika była dzisiaj wyjątkowo nadwyrężona, a samopoczucie nie pomagało. Szłam właśnie korytarzem, z kufrem w lewej i dużą klatką w prawej ręce. Próbowałam dostać się jak najszybciej do wieży Gryffindoru, gdyż byłam pewna, że trafię właśnie tam. Moja kuzynka była w tym domu i właśnie powtarzała siódmy rok. Tak, moją kuzynką była, jest i będzie Hermiona Granger. Może jej nie znałam, ale czułam, że przeżyłyśmy już tyle samo i wiedziałam, że się zrozumiemy. Podałam hasło, którego dowiedziałam się od jakiegoś pierwszoroczniaka, Grubej Damie i weszłam do Pokoju Wspólnego. Wszystkie pary oczu momentalnie zwróciły się ku mnie. Nigdy nie lubiłam być w centrum uwagi i trochę mnie to speszyło, ale po chwili zapytałam pewnie:
- Czy jest tutaj Hermiona Granger?
  Z jednego z foteli wstała orzechowooka szatynka i odezwała się:
- To ja. Czy coś się stało?
- Możemy porozmawiać na osobności? - zapytałam od razu, odłożyłam rzeczy i wyciągnęłam różdżkę z kieszeni skórzanych spodni. Po chwili rzeczy zniknęły, a ja wiedziałam, że same odnajdą drogę do mojego Dormitorium.
_________________________________________________________________________________

Wiem, że trochę krótko, ale ostatnio mam tyle pomysłów na ciąg dalszy tej historii, że zaraz mój mózg eksploduje... Ale wracając. Ten rozdział chciałabym dedykować Lili Blue - świetnej autorce bloga <klik>, którego jestem betą.

Dziękuję Ci, kochana, za rozmowy na GG, za propozycję współpracy i za wsparcie duchowe xD. Jak tam Twoje stado rozszalałych orangutanów? Ja wczoraj wyjechałam i siedziałam z siostrą do czwartej, a w piątek, tak jak Ci mówiłam - idę do Cool'a :D Mój brat się na mnie fochnął, że mu nie kupiłam tego co ostatnio, heh. Tylko u nas, w Katowicach, takie dobre trunki :p

Wszystkiego naj-naj, Kochani!

Wasza,
Pauli Gron :D

czwartek, 26 grudnia 2013

Drabble :D

  Wiem, wiem, drabble miało być wczoraj, ale nie mogłam wstawić, bo mi się Internet zaciął. A więc to moje pierwsze z pierwszych drabble. Miłego czytania :D


 Gniew i złość...

  Miałam być Mu oddana do końca swoich dni, być jak na uwięzi. Ale zrezygnowałam z wygód, jakie mnie czekały, wybrałam życie u Jego boku. Zamiast Złotego Chłopca wybrałam Dracona Malfoya. Wybrałam Upadłego Anioła, Śmierciożercę, któremu pomogłam się podnieść tak, żeby nigdy więcej nie upadł. Tak, żeby był zdolny znów pokochać, odnaleźć się w tym popieprzonym życiu. Ale jednocześnie sprawiłam, że odżyły w nim stare uczucia. Miłość z czasem przerodziła się w nienawiść. Z każdym dniem spędzonym u jego boku czułam, że to mi spod nóg usuwa się grunt, a nie jemu. A z czasem nienawiść przerodziła się w gniew, złość...


Wiem również, że nie złożyłam Wam życzeń, dlatego też przejdę teraz do tego...

 Drogi Czytelniku! Życzę Ci zdrowych, wesołych Świąt Bożego Narodzenia, szczęśliwego, suto zakrapianego szampanem [choćby PICOLO xD] Sylwka, pogody ducha, spełnienia najskrytszych marzeń, ciepłej atmosfery rodzinnej przez cały rok i wszystkiego, co sobie wymarzysz! Chciałabym również podziękować wspaniałym autorkom, dzięki którym zrozumiałam sens Miłości, Przyjaźni, Życia, tj. Venetii Noks, La Tua Cantante, Sheireen Nightshade, angusie, Darli Mo, Damie Kier, Icamnie, Lady Call i wielu, wielu innym. Pamiętajcie, żeby nie przestawać pisać i mieć w sobie Ducha Walki!
                                                                                                                                   Paulina Gron

środa, 25 grudnia 2013

Prolog

Prolog


"About me and you: In the past..."

"Jeśli miałabym wybierać pomiędzy Pamięcią a Tobą - wybrałabym Ciebie i przekonała się, czy nie będę żałować swej decyzji..."


    Przychodzi w życiu taki moment, kiedy nie potrafimy odpowiedzieć na, wydawałoby się, proste pytanie. Nic bardziej mylnego.
  Bardzo ważna dla mnie osoba, a mianowicie moja babcia, powiedziała mi kiedyś, że te najprostsze pytania, są tymi najtrudniejszymi. Nie zawsze, ale i tak większość. A ja przekonałam się o tym na własnej skórze, w momencie, gdy powiedziałam "Nie".
  Wszyscy obecni zwrócili oczywiście szczególną uwagę na mnie, ale ja tylko podwinęłam kremową, ślubną suknie i uciekłam z kościoła.
  W tamtym momencie chciałam uciec jak najdalej od tej mugolskiej wspólnoty. Od ślubu. Od Rona. Od naszych rodzin. Ale przede wszystkim, od dawnej Hermiony Granger, czy - jak kto woli - Gill Granger. Kobiety, która grała kogoś kim nie jest, nie była i nigdy nie będzie...
  Jak to się stało, że nie jestem tym, kim byłam i powinnam teraz być? Opowiem Ci moją przerażającą, smutną, pełną cierpienia, ale piękną historię...
_________________________________________________________________________________

Cześć, drodzy czytelnicy! Wiem, że prolog bardzo krótki i moim zdaniem niezbyt dobrze napisany, ale ocenę pozostawiam Wam. Otwarcie muszę przyznać, że nie lubię, gdy ktoś mnie krytykuje, ale kiedyś trzeba pogodzić się z przeciwnościami losu. No, a więc postanowiłam, że się przełamię, i, pisząc tego bloga, będę również zbierała ostre reprymendy, bo nie zdziwię się, jeśli będzie ich dużo. Muszę również przyznać, że gdy czytam blogi, to zazwyczaj nie czytam komentarzy. To moja słaba strona, taka moja mała "Pięta Achillesowa". Ale kiedyś przychodzi taki właśnie czas, na przełamanie się i nowe postanowienia. Dla mnie teraz przyszedł taki czas, zaraz po rozterkach z powodu chłopaka, który rozkochał mnie w sobie, i, nie robiąc nic, skrzywdził mnie. Jak? Po prostu, zostawił mnie. Ale nie czas na użalanie się nad sobą, tylko na Wasze komentarze! Mam nadzieję, że spodoba Wam się ta historia i nie będzie Was ona nudzić.
                                                                                                                                               Paulina Gron
PS.: To jest tylko mój "pseudonim artystyczny" :D
PS.2: Zrezygnowałam z współpracy z moją betą, Amy Riddle, z powodów prywatnych i nawału nauki.
PS.3: Dodam dzisiaj jeszcze moje pierwsze Drabble i coś jeszcze...